Ósmy dyplom
w Akademii Foto Oko

Obrona pracy dyplomowej podczas dnia otwartego Akademii Foto Oko PRO

9 listopada 2016



O autorze


Barbara Cieszyńska. Gastronom, hotelarz. Mieszka i pracuje w Łańcucie. Fotografia fascynowała ją zawsze. Z upodobaniem oglądała tak prace wielkich fotografików jak i rodzinne albumy przyjaciół. Sama spróbowała swych sił w tej dziedzinie 5 lat temu po zakupie pierwszej lustrzanki. "Zajęcie II miejsca w lokalnym konkursie „Łańcut w obiektywie” łączyło się z gratyfikacją pieniężną. Nagrodę postanowiłam zainwestować tak jak sugerował to na jednym ze swych szkoleń pan Szymon Zduńczyk czyli nie w sprzęt ale w siebie. Zostałam studentką Akademii Foto Oko. Nabytą wcześniej, z poradników, książek i czasopism, wiedzę porównałabym do rozsypanych puzzli. Nauka w Akademii to dotarcie do brakujących elementów i złożenie ich w całość dającą solidne podstawy” Fotografia jest dla niej odskocznią od szarości dnia codziennego. Jak sama mówi, gdy bierze aparat do ręki wchodzi w swój, dużo lepszy, świat.

Opis autora

Temat: Ginące zawody - wypał węgla drzewnego w Bieszczadach
Promotor: Szymon Zduńczyk
Recenzent: Wojciech Ulman
Członek komisji egzaminacyjnej: Andrzej Zbigniew Leszczyński

Cel pracy

Wykonany zestaw kilkunastu zdjęć opowiada o człowieku trudniącym się wypałem węgla drzewnego w kontekście ginącego zawody węglarza i znikających z krajobrazu Bieszczadów miejsc wypału.

Geneza

Temat pracy dyplomowej, jak i większość zdjęć wchodzących w skład reportażu powstało w czasie warsztatów fotograficznych zorganizowanych przez Akademię Foto Oko w lipcu 2016 r. w Bieszczadach.

Opis

Zestaw zdjęć „Ginące zawody” to dokumentacja życia człowieka trudniącego się wypałem drewna w bieszczadzkiej głuszy. Przedstawia on węglarza w jego naturalnym środowisku życia i pracy. Zawarte tu plany ogólne ukazują widzowi specyfikę miejsca gdzie odbywa się wypał, plany średnie – cykl technologiczny, a detale i portret przybliżają sylwetkę głównego bohatera reportażu. Wszystkie ujęcia wykonane są w świetle rozproszonym. Z założenia mają prostą formę, tak aby w widzu wzbudzić poczucie realności i rzetelnie pokazanej prawdy. Świadomie zrezygnowano z kolorów na rzecz fotografii czarno-białej, podkreślając w ten sposób to co charakterystyczne dla tego miejsca , a mianowicie biel wszechobecnego dymu i czerń produktu końcowego całego cyklu technologicznego czyli węgla drzewnego.

Reportaż ma przybliżyć temat ludzi decydujących się na pracę, a właściwie życie, bo przecież spędzają na wypale większą cześć roku, w spartańskich warunkach dyktowanych przez surowy klimat Bieszczadów, pracę trudną, wymagającą codziennego ogromnego wysiłku fizycznego. I ich zadowolenie z tak obranej drogi życiowej. Radość wynikającą z ciągłego obcowania z naturą i poczucia wolności, którego nie chcą zamienić na wygodne ale obarczone przymusem obowiązku życie w mieście. Dlatego historia ta jest ujęta w klamrę pierwszego i ostatniego zdjęcia. Pierwsze symbolizuje serce pozostawione w Bieszczadach, a ostatnie udowadnia, że nie jest to wybór przypadkowy.

Reportaż ten ma charakter dokumentu. Przy tak szybkim tempie likwidacji wypałów w Bieszczadach, już niebawem o produkcji „bieszczadzkiego złota” będziemy mogli tylko powspominać.

Wywiad



Recencja

Wojciech Ulman

Fotografie Barbary Cieszyńskiej to rzetelny zapis pewnych rzeczywistych okoliczności. Przedstawienie prawdziwej, choć specyficznej przestrzeni oraz funkcjonującego w niej człowieka i jego codziennej egzystencji.

Ten szczery fotoreportaż pozwala nam choć przez chwilę wczuć się w sytuację głównego bohatera, trudniącego się wypalaniem węgla drzewnego. Widząc dziesiątki, a nawet setki zapakowanych worków zdajemy sobie sprawę z ogromu wysiłku fizycznego, jaki trzeba włożyć w to zadanie. Kłęby siwego dymu i wszechobecna sadza dają natomiast wyobrażenie trudnych warunków pracy, z którymi trzeba się zmierzyć.

Jednak jak twierdzi sama autorka, mimo całego trudu i poświęcenia, całodniowej pracy w odosobnieniu głuszy bieszczadzkiej, ludzie tacy jak przedstawiony tu bohater decydują się na taką drogę życiową świadomie i z pełną satysfakcją. Czują radość podczas obcowania z dziką naturą w tym surowym górskim klimacie. Są w pewnym stopniu wolni, bo niezależni od norm wyznaczonych przez współczesną cywilizację. Daleko od rytmu wielkich miast, wyznaczają sobie swój własny cykl pracy, dyktowany jedynie zmianą dnia i nocy lub porami roku. I rzeczywiście w kilku prostych portretach widzimy człowieka poczciwego, na którego zmęczonej, brudnej twarzy, możemy dostrzec jakieś zamyślenie, lecz chyba nie smutek.

Jeśli chodzi o techniczny warsztat wykonanych zdjęć, nie ma tu zbyt wiele zastrzeżeń. Jak na fotoreportaż, obrazy odznaczają się wystarczająco dobrą ostrością i kontrastem. Rozproszone światło jest wykorzystane konsekwentnie i świadomie, wydawać by się mogło, że wynika z dymu, który przysłania słońce. Jak zwykle w tego typu dokumentacjach sprawdza się również strategia kadrowania, zmierzająca od ogółu do szczegółu. Kilka centralnych kompozycji, takich jak zdjęcie z łopatą, piec nr 7, czy węgiel na dłoniach pracownika dają świetną przeciwwagę wobec scen z większą ilością planów, niesymetrycznych i rytmicznych.

Z szeregu fotografii na pewno wyróżnia się jedna, na której widzimy rząd potężnych cylindrycznych kotłów najeżonych wąskimi kominami. Piece co prawda maleją w głębi kadru, lecz przy ostatnim z nich możemy dostrzec naszego głównego bohatera, którego skala jeszcze bardziej podkreśla moc, z jaką mamy do czynienia. Nabieramy większego respektu wobec tego specyficznego zawodu, wymaga on bowiem dużej siły woli i mocnego charakteru.

Charakter i surowy klimat przedstawia się dobrze w czarno białych tonacjach. Dym i węgiel mają tu znaczenie przeciwstawne. Mamy też wrażenie obiektywnego spojrzenia na sytuację. Monochromatyczne odcienie wpływają również na łatwiejsze określanie poszczególnych obiektów w przestrzeni. Trzeba bowiem zauważyć, że większość ujęć budowana jest w oparciu o geometrię zastanych brył. Widzimy więc wspomniane wcześniej cylindryczne piece i szczupłe kominy. Stosy podobnych do siebie białych worków i tak samo ułożone kłody drewna – ilustrujące efekt przed i po. Wielkie namioty o łukowatych sklepieniach. Otoczenie wydaje się wiec bardzo fotogeniczne, a jego potencjał został dobrze wykorzystany.

Jest jeszcze jeden szczegół, który można zauważyć na zdjęciu z małą, drewnianą altanką, która służy zapewne za pomieszczenie socjalne. Tak jak reszta sfotografowanej przestrzeni, wydaje się jakby poza czasem, oderwana od rzeczywistości, jaką kojarzymy na co dzień. Jeden element, który przypomina o świecie zewnętrznym. Bateria słoneczna, która w nowoczesny, ekologiczny sposób zapewnia w tym miejscu dostęp do elektryczności. Jest to również jakiś znak czasu i zapowiedź niedalekiej przyszłości, w której paliwa takie jak węgiel czy drewno będą wydawać się archaiczne i nieopłacalne.

Barbara Cieszyńska poprzez swój projekt chciała zwrócić naszą uwagę na zajęcie, które zdaje się występować już coraz rzadziej. Miejsca takie jak to i ludzie tacy jak przedstawiony tu bohater znikają bowiem z górskich okolic, a z nimi również ‘bieszczadzkie złoto’.


Zdjęcia


Kliknij na zdjęciu - uzyskasz powiększenie.

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii

fot. Barbara Cieszyńska Słuchacz studium fotografii